Recenzja filmu

Szybcy i wściekli 9 (2021)
Justin Lin
Vin Diesel
Michelle Rodriguez

F9 AKA WTF

Symfonia zniszczenia w wykonaniu Szybkich i Wściekłych ma swoje momenty. Wiadomo też, że seria jest doskonale odporna na krytykę i kpiny, bo sama z siebie pokpiwa. W 9. części nasi herosi nie
F9 AKA WTF
"Boiler się zepsuł", skarży się ona. "To cena, jaką płacimy za ciszę i spokój", odpowiada jej on. Na kryminalnej emeryturze Dominic (Vin Diesel) raczy Letty (Michelle Rodriguez) najbardziej złotymi z myśli, lecz na szczęście dla słuchaczy państwo Toretto z innej ulepieni są gliny. Gdy pewien nadpobudliwy miliarder-dyktator, znajoma cybergeniuszka (Charlize Theron) i przybyły z zaświatów mściwie nastrojony braciszek (John Cena) zagrożą światu cyfrową zagładą, emerytura pójdzie w odstawkę. Pal licho, że dla Torettów najważniejsza jest rodzina. Z jakiegoś powodu znów ważniejsze okaże się ratowanie świata.



Miejmy to za sobą: najbardziej rentowna opera mydlana w Hollywood w 9. części okazuje się wewnętrznie sprzeczną parodią samej siebie. O stosunku twórców do swoich bohaterów i widzów niech zaświadczy punkt wyjścia. Niezałatwione rachunki Torettów z przeszłości (poszło o śmierć papy i rekompensację dorastania w cieniu brata, sprawa nie zna więc przedawnienia) podważają credo, któremu hołdowały poprzednie odsłony serii. A przynajmniej stawiają pod znakiem zapytania autentyczność naszego pierwszoplanowego ambasadora rodziny. Oto bowiem Dom okazuje się po latach nie tylko samcem alfa wypierającym z klanu słabszych osobników, ale i surową głową rodziny, sprawiedliwą jak starotestamentowy bóg, z podobnie ciosanym kodeksem moralnym. Czy znajdzie w sobie miejsce na przebaczenie lub odrobinę autorefleksji? Sądząc z wiecznie podminowanego oblicza i lakonicznego pomruku – nie bardzo.

Czekają nas za to coelhizmy. Cała ich ciężarówka. Jeśli sądzicie, że obejrzenie dotychczasowych prorodzinnych laurek uodparnia Was na ckliwość w każdym stężeniu, "F9" będzie testem najwyższej próby. Tutaj miłość do rodziny każe łamać kręgosłupy i kruszyć budynki gołymi rękami, przejeżdżać przez pola minowe szybciej, niż eksplodują bomby, i latać jak Tarzan, nie wychodząc z auta. A to zaledwie początek wyliczanki – zaspoilowanej trailerami i wyciekami z planu. Nie narzekam na wynalazczą psychozę twórców, to przecież znak rozpoznawczy tej, nieraz olśniewającej, serii. Skarżę się raczej na brak ciekawszych motywacji dla wydarzeń niż Miłość i Nienawiść, skarżę się na niezniszczalność ludzkich ciał przy równoczesnej zniszczalności wszystkiego innego, a w konsekwencji skarżę się na temperaturę seansu bliską zeru.

W "F9" granice (powagi?, śmieszności?) zostają przekroczone, gdy za tłumaczenie dziwności ekstremalnych wyczynów, scenariuszowych słabości i powtarzalności całej serii wystarczą twórcom autotematyczne dialogi. W pewnej scenie jeden z bohaterów wznosi się na kosmicznego (tak, tak!) przestwór oceanu i nachodzi go zaduma nad tym, jak daleko zaszedł. Kiedy indziej ktoś dla odmiany narzeka, że kręci się w kółko, z którego nigdy się nie wydostanie. Jestem w stanie przyznać rację obojgu: w filmie Justina Lina, weterana serii, ważne jest bycie w ruchu, nie dotarcie do celu. Liczą się szerokie plany na Morze Kaspijskie, lewitacja ponad atmosferą, neony w Tokio, pościg przez Edynburg czy Londyn, demolka Tbilisi – lecz nie przyczyna i skutek, które uzasadniłyby owe teleportacje. Zaiste, z Szybkimi i Wściekłymi niby postarzeliśmy się o 20 lat, lecz 9 filmów i spin-off później wciąż kręcimy się w zaklętym kole fabularnych powtórek, sched ojców dla synów, dynastycznych grzechów oraz tych samych moralnych lekcji i zmagań.



Wszyscy kręcą się tu nie tylko po okręgu, ale i wokół własnej osi. Tę egocentryczną retromanię wzmagają użytkowo traktowane przed Wielkim Zamknięciem Serii postacie: dawno niewidziane, nieraz uśmiercone, na powrót wstrzelone do tego uniwersum chyba armatą. Mimo lat rozłąki jakimś cudem wszyscy okazują się uwikłani w tę samą szpiegowską intrygę. Powroty jednych celebrowane są nie wiedzieć czemu przez cały filmowy kwadrans, po którym ich gwiazda przygasa; inni powracają niczym deus ex machina, gdy twórcom brakuje pomysłu, jak popchnąć akcję do przodu. Nadmiar zarówno bohaterów, jak i nieprzekonujących antybohaterów nieraz powoduje, że tempo siada, a prosta fabularna konstrukcja sprawia wrażenie nieprzyjemnie zawiłej. Bez lektury poprzednich części wstęp wzbroniony.

I owszem, symfonia zniszczenia w wykonaniu Szybkich i Wściekłych ma swoje momenty. Tego jednak nie muszę Wam mówić. Wiadomo też, że seria jest doskonale odporna na krytykę i kpiny, bo sama z siebie pokpiwa. W 9. części nasi herosi nie tylko łamią prawa fizyki, ale i niemal burzą czwartą ścianę, żartując z własnej niezniszczalności. Jednak ilość ckliwego kiczu (przygotujcie się na projekcję astralną duszy Doma), patosu i cierpiętniczej hipokryzji (co z tego, że ocalisz rodzinę, jeśli rozwalisz przy tym miasto lub dwa?), reinkarnacje i ślepe obsadowe uliczki (są tu i zawodnicy MMA, i gwiazdy popu), wyjątkowo chaotyczne sceny walk czy wołająca o pomstę epizodyczna, niechlujna struktura całości to dla mnie za dużo, by czerpać radość z tej z założenia głupiej, lecz tym razem wyjątkowo tandetnej przygody.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Seria "Szybcy i wściekli" nigdy nie słynęła ani z przesadnego realizmu, ani z głębszych życiowych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones